sobota, 16 stycznia 2016

WESTERPLATTE

E, tam - o szpitalnych znajomościach opowiem , kiedy indziej.
Przypomniałam sobie kilka dowcipnych sytuacji „nadmorskich”, będąc w Sopocie, bo tam najczęściej rezydowałam.
Jak co roku – wyjechałam, już jako nowo upieczona emerytka (przeszłam na zasłużony wypoczynek w wieku 50 lat, kiedy to można było uskutecznić , mając 30 lat stażu pracy i ,co najmniej, 3 grupę inwalidzką).
Czym prędzej skorzystałam z tego przywileju, bo, prawdę mówiąc nie przepadałam za ostatnio sprawowaną funkcją administracyjną i , z lubością, myślałam o wolności i niezawisłości, bo je ceniłam ponad wszystko.
Otóż, jak na ogół się zdarzało, zatrzymałam się u Mary (właściwie Chmury, bo ją tak nazywaliśmy i będę ją w dalszych opowieściach tak mianować).
Ona była jeszcze w „kwiecie” wieku, nie tylko kalendarzowo, ale do emerytury miała kupę lat, bowiem nie podlegała, jak ja – możliwości skorzystania z przywileju - wcześniejszej emerytury. A więc ona chodziła do pracy, a ja odpoczywałam lub składałam wizyty jej licznym krewnym.
Tym razem doszedł do mojej świadomości fakt, że mimo wielu pobytów w tej uroczej miejscowości – nie odbyłam wizyty na Westerplatte. Wszak to historyczne miejsce, bronione przez polskich żołnierzy do utraty niemal wszystkich żołnierzy przed atakiem statku szkolnego Schleswig-Holstein w czasie napaści na tę wyspę, która , de facto, rozpoczęła II wojnę światową.
Wyspy broniła jednostka polskich żołnierzy pod dowództwem mjra Henryka Sucharskiego (po jego śmierci – kpt Fr. Dąbrowskiego od 1-7 września 1939 r.).
Był to dzień wolny od pracy, ale Chmura nie chciała wyruszyć ze mną na planowaną wycieczkę, bo Westerplatte odwiedzała kilkakrotnie i wolała pozostać w domu.
Wybrałam się więc sama na przystań pasażerską w Gdańsku, skąd wypływały statki wycieczkowe na wyspę. Kupiłam bilet i stanęłam na końcu dość sporej kolejki podążającej na stojący u nabrzeża statek. Wreszcie, przeszłam przez trap i , nie bacząc na wycieczkowiczów przede mną wstępujących na pokład – skręciłam na lewo i ,widząc sporo wolnych miejsc, usiadłam na samym przodzie, oczekując na rozpoczęcie rejsu.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że siedzę samiuteńka na pustym pokładzie, a właściwy statek , płynący na Westerplatte – odpływa sobie, beze mnie. Bo co się okazało ?
Mianowicie, u nabrzeża stały , w dwuszeregu, dwa statki. Przechodziło się
przez pierwszy (gdzie ja rozsiadłam się wygodnie), by dostać się na drugi, który był właściwym przewoźnikiem.
Pasażerowie na tym właściwym „korabie” - machali do mnie rękami, a ja
rozbawiona, takim obrotem sprawy, uśmiałam się , ze swojej głupoty, setnie.
Nie zamierzałam już oczekiwać na następny rejs i uciekłam, czym prędzej z tego pustego pokładu, by nie wzbudzać sensacji.
Pamiętam zdziwioną minę kumpeli, kiedy zamiast być obecną na wycieczce – zjawiłam się przed jej obliczem – rozbawiona przeżytą sytuacją, którą – rzecz jasna – opowiedziałam jej ze szczegółami.
Niestety, nie miałam już nigdy możliwości odwiedzenia tej, jakże interesującej ze strony historycznej wyspy, w której poległo tylu bohaterskich żołnierzy polskich, broniących jej do ostatniej kropli krwi.

 


5 komentarzy:

  1. Wiem ,oczywiście o operacji Piotra ,młody jest ,a medycyna stoi na wysokim poziomie ,wyjdzie z tego .Nie martw się na zapas. Za kilka dni coś napisze na blogu ,zobaczysz.
    Ja miałam podobny przypadek ,jak ta przygoda ,którą opisujesz powyżej. Tylko to było w Chorwacji i zamiast wejsc na swój stateczek ,na którym miał byc poiłek ,pycha ,bo rybka smażona ,świeżo złowiona i sałatki i winko. I juz podnosiłam widelec do ust ,a tu na mnie machają z brzegu moi wczasowicze z grupy ,że to nie ten statek .Szkoda ,bo zjadłabym i tu i tu.
    Na Westerplatte byłam oczywiście .Jakżeby inaczej.
    Nie gramy nic nowego ,ale to dobrze ,ten repertuar ,który jest ,dobrze się sprzedaje ,a i nie trzeba chodzić często na próby,ja teraz na to nie mam czasu ,bo sesja egzaminacyjna się zaczyna i muszę przygotowywać testy i pytania i dać do zatwierdzenia stojącym wyżej stopniem naukowym.
    Wiele ludzi mi napisało ,że wierzą w krakowski czakram .Ciekawe...coś w tym jest.
    Pozdrowienia i bużka .

    OdpowiedzUsuń
  2. Różnie to bywa, szczególnie teraz. Wcale szpitale nie są dobrze wyposażone, a lekarze, co lepsi - wyjeżdżają i pozostają stażyści i niekoniecznie dobrzy operatorzy. Więc ryzyko zawsze istnieje. Jak sobie pomyślę, że ludzie normalnie pracują, mają kilka zaj
    ęć i , na dodatek, dom - to trochę mi przykro, że to wszystko jest już za mną i że już nigdy nie będzie "normalnie". Wszyscy się dziwią, że tu izoluję się od ludzi, że unikam kontaktów i że jest mi z tym dobrze (myślą, że udaję). A jest. Miałam tyle przeżyć, że nie tęsknię za towarzystwem, brak mi czasem pogaduszek z inteligentnymi ludźmi, ale nic poza tym. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet jak śmiesznie to patriotycznie u Ciebie ,Gabriello.Westerplatte to piękna karta naszej historii.
    Ja byłam tam kilkakrotnie.Szkoda ,że po tej niefortunnej przygodzie nie miałaś więcej okazji zobaczenia tego miejsca.
    A co Ty będziesz robić z taka ilościa ksiązek ? Nawiązujac do korespondencji. A może zacznij sprzedawac na allegro? Na pewno obniża cenę ,ale książki powinny się sprzedawać. Nie możesz być stratna.
    Zdrówka ,zdrówka ,zdrówka ..reszta musi się ułożyć. Helena

    OdpowiedzUsuń
  4. Gabi ,zaglądnij sobie na blog Piotra ,już jest w domu i wszystko poszło dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałem okazji być na Westerplatte, choć jeśli nadarzy się możliwość chętnie z niej skorzystam. Do tej pory z historycznych wycieczek największe wrażenie zrobił na mnie były obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Tego co tam można zobaczyć nie da się nijak opisać, Śmierć wyzierała z każdego miejsca, ale musi być takie miejsce, by przypominać kolejnym pokoleniom o tych strasznych latach, aby nic podobnego nie miało miejsca już nigdy i nigdzie.

    Dzięki za pamięć o mojej osobie, widziałem po komentarzach u Livii, że się martwisz. Już wszystko jest na dobrej drodze, opatrunek zmieniony, blizna lekko opuchnięta tylko. To dopiero kurczę tyle leżeć z takim gardłem bolącym. Mi jakoś lepiej jak siedzę czy chodzę nawet.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń