Bitwa pod Rosieniami[edytuj]
Bitwa pod Rosieniami II wojna światowa, front wschodni, częśćoperacji "Barbarossa" | |||||||||||||||||
![]()
Radziecki czołgista poddaje się żołnierzom niemieckim w swoim lekkim czołgu T-26
| |||||||||||||||||
Czas | 23–27 czerwca 1941 | ||||||||||||||||
Miejsce | Rosienie i okolice | ||||||||||||||||
Terytorium | ZSRR | ||||||||||||||||
Przyczyna | operacja "Barbarossa" | ||||||||||||||||
Wynik | zwycięstwo Niemców | ||||||||||||||||
|
Operacja "Barbarossa" |
---|
Bitwa pod Rosieniami (23–27 czerwca 1941 roku) – bitwa pancerna stoczona pomiędzy jednostkami niemieckiej 4. Grupy Pancernej dowodzonej przez gen.Ericha Höpnera oraz jednostkami radzieckiego 3. Korpusu Zmechanizowanego[4][b]dowodzonego przez gen. mjra Aleksieja Kurkina i jednostkami 12. Korpusu Zmechanizowanego[4][c] dowodzonego przez gen. mjra Nikołaja Szestopałowa na terenie Litwy, 75 km na północny zachód od Kowna. Bitwa została przeprowadzona przez dowódcę Frontu Północno-Zachodniego gen. Kuzniecowa jako próba związania i zniszczenia niemieckich wojsk, które sforsowały rzekę Niemen. Rezultatem bitwy było kompletne zniszczenie radzieckich jednostek pancernych należących do Frontu Północno-Zachodniego, co otworzyło drogę dalszej ofensywie niemieckiej w celu sforsowania rzeki Dźwina. Była to jedna z najważniejszych bitew pierwszych dni operacji "Barbarossa" znanych w radzieckiej historiografii jako Obronne Bitwy Graniczne (22–27 czerwca 1941) jako część większej Nadbałtyckiej Strategicznej Operacji Obronnej.
--------------
Zbliżała się jesień i nasz pobyt z Leszkiem w majątku dobiegał końca. On wracał do Kowna, gdzie mieszkali, wraz z bratem u ojca, wuja Witolda, a ja - do Rosień. Odległości w obie strony były niewielkie, bo i Litwa była i jest maleńkim państewkiem i wszystko ma się , niemal, w zasięgu ręki.
Żal było rozstawać się z beztroską, bezpieczeństwem i zabawami, jakich nam nie brakowało.
Mimo tak młodego wieku (8-10 lat) zdawałam sprawę z zagrożeń, jakie nas mogły spotkać i na jakie byliśmy narażeni.
Dopóki jeszcze miałyśmy dach nad głową, mieszkanie - nie było co narzekać. Ale... któregoś dnia, wiosną, wparowało do nas dwóch oficerów , właściwie, w niewiadomym celu. Czy chcieli spenetrować mieszkanie i znaleźć kogoś niepożądanego, czy mieli zamiar nas wyeksmitować, by dokwaterować jakiegoś swego człowieka ? Nie dowiedzieliśmy się, bo wilczur, nabyty po śmierci Pipiriukasa (niestety, jak się okazało, na bardzo krótko) - wyskoczył spod stołu i wściekle ujadając, rzucił się na intruzów. Szybko umykali, a pies za nimi. W pewnym momencie
jeden z nich wyciągnął broń i strzelił do psa. Ten, zaskowyczał i padł nieżywy. Oficerowie , wściekli, coś ze sobą szwargotali, ale odeszli.
Prawdę mówiąc zastrzelony pies nie był naszym pupilkiem , a Mama nabyła go w czasie mojej nieobecności. Gdzie mu tam było do ukochanego Pipiriukasa ! Jakiś taki dziki, humorzasty, nigdy nie było wiadomo, w jakim jest nastroju, bowiem często - ni w pięć, ni w dziewięć - zaczynał warczeć , na któregokolwiek z nas , zrywał się i , ujadając, rzucał się na domownika.
Lekko podgryzał, a napadnięty nie czekał na jego dalszą reakcję, tylko zmykał, co sił w nogach.
Tak zakończyło żywot ostatnie zwierzę, jakie przebywało w naszym domostwie.
Niedługo po wizycie tych dwojga, nawiedzili nas dwaj podoficerowie niemieccy i zarządzili wymarsz w nieznane.
Mieliśmy kilka godzin do zabrania najpotrzebniejszych rzeczy ze sobą, załadowania ich na furę (konie też się skądś znalazły) i
i wyruszenia w drogę. Zachodziliśmy w głowę, gdzie zamierzają nas wieźć ? Okazało się, że nie jesteśmy sami. Tych wozów było kilkanaście. Większość stanowili Litwini. Domniemywali, że
wywożą nad do Niemiec, na roboty. Z nami podążali - stangret (nie wiem skąd się wziął) i służąca - panna Kazia . Miała włosy zaplecione w warkocze , owinięte wokół głowy i prezentowała się wielce nobliwie.
Pamiętam, jak co wieczór , w domu, powtarzała tę sama formułkę z akcentem wileńskim: "Gabusia, włóż szlapuki, zrób pisiuki i idź spaciuki". Spokojna, nie wadziła nikomu.
I, jak relacjonowałam w "Gabrieli" , że
w drodze - nastąpił nalot ruskich samolotów, ostrzeliwujących cywili, że eskortujący Niemcy rozpierzchli się, a my schowaliśmy się pod wozem i chyba dzięki temu uszliśmy z życiem, że kiedy samoloty oddaliły się - wsiedliśmy do wozu i uciekaliśmy , jak najdalej od tego miejsca.
Musieliśmy, natychmiast, gdzieś się schować, bo bitwa toczyła się na całego (jak się później okazało utkwiliśmy na pierwszej linii frontu) z powietrza i z ziemi.
Schowaliśmy się za wałem ziemnym, tuż nad rzeczką. Wóz, z końmi pozostawił stangret na wzgórku, a sam uciekł. Stamtąd musieliśmy wybierać żywność, którą ze sobą zabrałyśmy, a strzelanina uniemożliwiała nam wychylanie się zza skarpy, bo groziło to utratą życia. Gdyby nie bohaterska panna Kazia - bez strachu podchodząca do fury i przynosząca nam wiktuały - pewnie zmarłybyśmy z głodu, a w najlepszym razie - brak jedzenia na pewno znacznie by nas osłabił. Na szczęście, nic jej się nie stało. Mama natomiast dostała odłamkiem w głowę, na szczęście uderzył ją na płask , gdyby ostrzem - już by jej nie było. Przestraszyłyśmy się nie na żarty.
Prócz świszczących wokół kul, strasznym utrapieniem było gniazdo os, jakie usadowiło się w zagłębieniu
tego, okalającego nas, wału. Siostra, Nora, bardziej chyba ich się bała, niźli ostrzału. Sąsiadująca z nami - rodzina litewska - przeklinała ich, siarczyście, ale one nie ustępowały. Trzeba było stamtąd uciekać . Ale jak ?
Sytuację rozstrzygnęli Niemcy, którzy nagle się pojawili i kazali nam , natychmiast, opuścić to miejsce. "Cywile ? A skąd tu oni ? Kiedy tylko będzie przerwa w kanonadzie - natychmiast stąd uciekajcie". Tak też się stało. Zabrałyśmy z fury koce i... w nogi. Reszta, z końmi, pozostała (Niemcy je zabrali).
O rejteradzie snułam dość długą opowieść w książce, ale uzupełnię ją kilkoma jeszcze szczegółami w następnej notce.
Gabi, odniosłam się do Twojego komentarza u mnie. Chcę Ci zwrócić uwagę na brakujące opcje zamieszczania na Twoim blogu komentarzy, a mianowicie funkcję po OpenID - Nazwa/adresURL, która umożliwia zostawianie komentarzy wpisując adres bloga z innej niż ta platformy oraz funkcja Anonimowy, która daje możliwość zostawienia komentarza każdej osobie, która nie musi nigdzie się logować tylko, jako anonimowy gość zostawić komentarz. Nie wiem na ile te informacje Ci się przydadzą, ale może w ustawieniach można to zmienić tak by te pola przy: Komentarz jako: Konto Google itd się pojawiły. Myślę, że wówczas do Twoich wpisów przybyłoby komentarzy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBasiu, już zmieniłam na "każdy" może komentować. Okazuje się, że było ograniczenie do "zarejestrowanych". Nie zwróciłam na to uwagi.Cały czas walczyłam o prawidłowe opisy , umożliwiające wejście na blog itp. To Administracja musiała manipulować wpisywaniem lub nie "nowy post" , "logowanie" - niczego takiego nie było i nie mogłam otworzyć nowego postu, by napisać następna notkę. Na razie jest w porządku, ale czy na stałe ? Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńBędę musiała jeszcze raz przeczytać Gabrielę i odpowiednio powstawiać to o czym piszesz teraz .I wszystkie przecinki na swoim miejscu!! To żart ,oczywiście .Podoba mi się pokazanie Rosień na tle planu Barbarossa ..W ogóle podoba mi się to jak i o czym piszesz
OdpowiedzUsuńNapisała do mnie Basia ,ta z którą Ty korespondujesz .I to jest właśnie to ,o czym pisałam wcześniej. Czasami ja napiszę komentarz do nieznajomej mi wcześniej osoby ,czasami ktoś napisze do mnie .Ja bardzo się cieszę ,że Basia napisała ,odpiszę jej oczywiści e ,tylko muszę trochę poczytać jej blog ,aby komentarz mia ł ręce i nogi ,a przede wszystkim głowę.
Gabrielo ,jeszcze raz powtarzam podoba mi się Twoje pisanie!
PS. Czy na terenie domu w którym mieszkasz ,jest komentowane kontrowersyjne przedstawienie a Teatrze Polskim we Wrocławiu?
Pozdrawiam