Faktem jest, że nie mam chęci spotyknia się z bloggerem i wypisywania moich wewnętrznych przeżyć, bo też one nie są ani ciekawe, ani twórcze, ani nikomu niepotrzebne.
Stąd spore zastoje w tworzeniu postów i wynurzaniu się.
Dom starców, jak to dom. Beznadziejny kierownik, zainteresowany wszystkim innym, tylko nie nami, ja mu przeszkadzam, bo śmiem krytykować , zwracać uwagę na niestosowność jego działań na tej niezbyt sympatycznej mu przestrzeni. Siedzi tu, bo mu wygodnie, bo nie wysila ani intelektu, którego ma niewiele, ani twórczych inicjatyw - bo nie ma na nie ochoty, ani pomyślunku - niechętny do jakichkolwiek zmian. Wystarczy, że tu tkwi - od czasu do czasu musi kiwnąć palcem - to kiwa, bo nie śmie sprzeciwiać się swej zwierzchności. Ostatnim tego dowodem i "wyczynem" był - na zlecenie komisji "rewizyjnej" - zakup strojów opiekunom , roznoszącym nam jadło do pokojów. Nie wierzyłam oczom, kiedy zobaczyłam te koszmarki: fartuszki w więzienne pasy i czepki - tak paskudne i szpecące buźki pesonelu, że szukać czegoś obrzydliwszego ze świecą w ręku.
Nie omieszkałam do niego napisać i wydrwić, swoim zwyczajem. Widziałam już , nie widząc - jaki musiał być na mnie wściekły. I tak było, o czym doniósł mi jeden z pracowników fizycznych, starszy pan , zatrudniony na etacie konserwatora. Kierus oddelegował go do mnie do wymalowania pokoju, bo żaliłam się, że korytarze pucuje się piszczącą maszynierią codziennie, co mnie irytuje, a pokoi nie odnawia się, niezależnie ile lat żyjemy wśród tych czterech ścian. Np. ja od 10,5 roku. Szmat czasu i tylko obserwuję, jak wszystko wokół mnie szarzeje i brzydnie, wraz ze mną. Doniosłam o tym dyrektorowi, księdzu, który tak samo ma nas w nosie, jak i kierownik. Zresztą, gdyby jego szef był inny - on także musiałby się do niego się dostosować. Oczywiście, bardziej skłonny do empatii. Niestety, tak nie jest. Więc zostałam zdeterminowana do walki o własne dobro i , w rezultacie - doczekałam się czystego, fajnego pokoju, w którym o wiele sympatyczniej mi się mieszka. Łazienka była wcześniej wymalowana. Zatem jeden, z nielicznych bojów, wygrany.
Niezależnie ile jeszcze w nim przetrwam.
Miałam niespodziewane spotkanie z Kaliną (siostra Zośki G). Wywoziłam śmieci swoim skuterkiem, kiedy natknęłam się na nią , wychodzącą z pokoiku - kuchni , gdzie gotowała sobie kolację. Przywitałyśmy się grzecznie i pogadałyśmy o swoich dolegliwościach, bo o czym z nią można rozmawiać ? Wszak wróg PiSu, przy tym nigdy nie grzeszyła zbytnią inteligencją i spostrzegawczością. Miałam z nią ongiś kilka starć i przekonałam się, że jest wredna.
Mamy ogromną ilość przeciwników naszej dobrej władzy, ale nie mają żadnych argumentów na usprawiedliwienie swej kretyńskiej wrogości. Rozumiałabym jeszcze tych, którzy utracili władzę, rządząc jak chcieli i nie bacząc na społeczne dobro, służyli naszym nieprzyjaciołom. Ale przeciętny zjadacz chleba ? Jakie mają zarzuty, prócz zatrucia się od swoich towarzyszy nienawiścią ?Wszystkie gałęzie gospodarki przywracają do życia, modernizują, rozbudowują, biednym pomagają, emerytom i rencistom , tudzież niepełnosprawnym dokładają, co roku, do już otrzymywanych kwot i na ekstra premię. Jakoś nikt z nich nie unosi się honorem - nie przyjmując pieniędzy od krytykowanych na wszystkie strony rządzących - ale szybciutko je zagarniają. Nie mam słów potępienia dla tej zgrai awanturników i donosicieli, nierobów i złodziei porzedniej władzy. W maju wybór prezydenta. Nie mam żadnych wątpliwości, że wygra obecny - Duda.
Jutro otrzymuję emeryturę, powiększoną o ok. 70 zł (uprzednia władza dawała 2-3 zł) i w kwietniu ok. 1000 zł. (980). Wydatków ostatnio miałam co niemiara. Dałam ogłoszenie o sprzedaży skutera - tego pierwszego, odremontowanego od podstaw i chodzika, ale na razie nie ma chętnych kupna.
No, zakończę tę epistołę, bo nic ciekawszego nie wymyślę. Oprócz pogarszającego się zdrowia, opuchniętych nóg, zmęczenia , kupna szeregu suplementów dla próby polepszenia samopoczucia i.... zmiany testamentu. Przepisałam niemal wszystko pielęgniarce - K., bo Ania nie wywiązała się , absolutnie, z zobowiązania , iż pomoże w potrzebie. Potrzeb było sporo, ale sama musiałam kombinować , by je rozwiązywać. U niej wygasła, całkowicie, jakakolwiek empatia, jeśli ją w ogóle kiedys miała. Bardzo się na niej zawiodłam, niezależnie od rozumienia, na ile jest zaabsorbowana rodziną, dziećmi, a teraz jeszcze pracą, ale są inne sposoby komunikowania się, jeśli się chce ją podtrzymywać. Nie odczuwam z nią żadnej, łączącej nas więzi. Np. Basia, moja miła , internetowa znajoma - lubimy się i odczuwamy do siebie sympatię. Niczego nie żądamy, ani oczekujemy od siebie, prócz przyjaźni. I o to chodzi. O nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz