No, i doczekalismy si ę ! Przypętała się od azjatów - Chińczyków jakaś paskudna choroba , zwana koronawirusem, z objawami grypy tyle, że nadto bardziej zaraźliwa i często śmiertelna. Szczególnie ima się takich osobników, jak ja - schorzałych starców, których najchętniej powala. Śmiertelnie.
U kitajców błyskawicznie się rozprzestrzeniła. Wiadomo, brudasy, jak o nich wyraża się Andrzej, a ja mu wtóruję.
Potem objęła sąsiednie kraje, następnie , dziarsko wkroczyła do Europy. Teraz najwięcej zachorowań jest we Włoszech, bo niezbyt rączo wzięli się do zapobieżenia tej inwazji , nadto też nie są czyściochami, i wkroczyła do Niemiec, Francji i z ociąganiem się, dość późnawo - do nas.
Po iluś miesiącach od początku jej bytowania - mamy 16 zachorowań, podczas, gdy w innych krajach liczą się w tysiące.
Nadal rząd zabezpiecza się przed jej eskalacją, bo ruch turystyczny trwa, choć z wielką kontrolą służb zapobiegawczych. Odwołuje się wszelkie imprezy z udziałem zgromadzeń: sportowych, wyborczych i całej masy innych.
Ile jeszcze będzie się panoszyć - trudno odgadnąć. Na razie pozamykano wszystkie szkoły na kilka tygodni, więc może liczą, iż choroba będzie wygasać. A jak będzie w naszym kraju ? Kto wie. Nawet w naszym domu zabronione są wizyty i musiałam sporo się napracować, by załatwić wstęp kuriera, który ma mi dziś przynieść zamówione produkty ze sklepu. Bez nich bym sczezła, bo właściwie jedyne jadło, jakie spożywam - to kupne. Coraz gorzej znoszę kateringowe, jakim od początku mego tu pobytu , czyli ponad dziesięć lat - jesteśmy karmieni.
Nie pomagają moje liczne pisma , kierowane do wszystkich możliwych władz, także do dyrektora tegoż kateringu , w którym nie szczędzę mu uwag, złośliwości, a on początkowo próbował się bronić - teraz zaprzestał ze mną korespondencji, bo zanadto wlazłam mu za skórę i pewnie najchętniej życzyłby mi śmierci, bym wreszcie zamilkła. Ale będzie musiał nieco jeszcze zaczekać, bo na razie nie wybieram się w zaświaty i będę ich nadal wnerwiać, ile mi sił starczy. Należy im się - złodziejom i krętaczom, oby nabić swoją kabzę - naszym kosztem.
Poza tym miałam fart, bo natknęłam się na ofertę sprzedaży wielu korali w bardzo przystępnej cenie, w takiej, że pokusiłam się na kupno. Będę miała na rozdawnictwo, kiedy zechcę poprosić coś od personelu - wręczając im jedną z tych ładnych drobiazgów. Kiedy wyłuszczyłam babce, na jaki cel zamierzam je przeznaczyć - przysłała mi więcej , niż sądziłam . W sumie 11 sztuk. Jedną zdążyłam "odpalić" dziewczynie, którą przysłała mi z SW - Zosia, córka Hani Karniej na przeprowadzenie ze mną wywiadu. Nie szło jej składnie, bo nie wiedziała o co mnie pytać, a kiedy ja rozpoczęłam opowieść -nie zdołała tak szybko notować... Miałam szczęście, bo kombinowałam kogo poprosić o wysłanie pocztą dwóch listów - paczek: jedną z moją książką , w podarunku tej osobie, od której kupiłam korale i podzięce za dobroć serca, a drugą do Niemiec - dla Ani - dwie peruczki, by mogła je nosić po redioterapiach, pozostawiając ją niemal całkiem łysą. I oto nadarzyła mi się okazja - chyżo z niej skorzystałam , rewanżując się za usługę właśnie nabytymi koralami, w ilości jednej sztuki. Bardzo była dziewucha zadowolona. Wzięła ode mnie adres meilowy, ale do tej pory nie napisała mi i nie wiem, czy i za ile wysłała. Dałam jej 30 zł, choć chciałam dać więcej, ale ona doszła do wniosku, że nadanie nie będzie droższe. I nie wiem, jak tę sprawę załatwiła.
Dziś, po raz pierwszy od miesięcy wyjechałam skuterkiem do parczku. Jednak nie wydzierżyłam dłużej , niż 20 minut, bo wiało niemiłosiernie i musiałam stamtąd uciekać.
Oto sprawozdanie z ostatniego okresu. Na tym kończę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz