sobota, 18 kwietnia 2020

KORONAWIRUS I MY...

Dziś przed południem  , przy pięknej pogodzie, znów wyjechałam  do parczku, gdzie , w słońcu przesiedziałam ponad godzinę. Starcy plączą się i, jak zwykle,  bez zachowania  zalecanej odległości między sobą - gaworzą w najlepsze.  Tylko czekać, kiedy któryś z nich złapie  zarazę i wtedy... koniec z nami, bo  będą musieli  kompletować dla nas opiekunów.  
Wreszcie załapałam się na zamówienie wiktuałów do mego sklepu. Musiałam  zaczekać do 24-tej i  złapać  jakiś wolny termin na zamówienie, co też uczyniłam. Jedyny wolny - okazał się 17.bm. i to  w godzinach 17-18. Zmobilizowałam pielęgniarki, bo tylko one w tych godzinach dyżurują, no i udało się. Przejęły paczkę żywnościową i dostarczyły do pokoju.  Oczywiście, zapomniałam zamówić parę istotnych  rzeczy, ale odbiję sobie następnym razem, jeśli zdołam dobić się do sklepu.  Pozamawiałam za to inne  produkty, zarówno  konsumpcyjne, jak i dekoracyjne ( zasłonkę do łazienki, bo ta ma kupę lat i w kilku miejscach podarła się),  boczek, odsiwiacz (nie  zanadto pomaga, bo już go wypróbowałam, ale trochę przyciemnia, a mnie się nie chce już farbować, więc pozostawię w takim stanie, jaki jest). 
Najlepszy kawał, jaki mi się zdarzył, to babka, która  sprzedała  mi salami i słoninę,  właścicielka sklepu węgierskiego w Gdyni (mąż Węgier, poznali się i pobrali, kiedy on był uczestnikiem kursu na nawigatora; ukończył też w Polsce  szkołę morską). Napomknęłam o moich koligacjach, mamie Węgierce i książce, którą wydałam, opisującą  moją biografię i pobyty w Budapeszcie. Kobietka zainteresowała się książką, ale powiedziałam, że nakład został wyczerpany, a ja nie mam już żadnej.  A ona,że spróbuje poszukać w internecie, i o dziwo - znalazła ! O czym mnie natychmiast poinformowała i przysłała zdjęcie mojej dedykacji... złożonej Zosi Kaczyńskiej, nie żyjącej od ponad roku !  domyśliłam się, że musiał   oddać na Allegro - do sprzedaży jej syn i okazało się,że miałam rację. Alkoholik, który wrócił do nałogu. Pewnie był na haju i  szukał gotówki. Akurat trafił na  tę osobę, którą  poznałam przed chwilą ! Z jednego krańca Polski - na drugi kraniec i akurat na tę babkę ! Nie podawałam jej  ani  tytułu książki, ani  tego, że posłużyłam się pseudonimem. Jak ona to wyszperała, po prostu zachodzę w głowę i nic z tego nie mogę wydedukować. Proponuje, że jak przeczyta - to może mi odstąpić. ale ja teraz nie mam na to forsy - potrzebuję na inne wydatki. 
  Ania , córka Andrzeja zarzuciła leczenie radioterapią, bo czuje się po niej fatalnie i  stwierdziła, że woli żyć krócej, niż tak się męczyć. Okrutne stwierdzenie młodej kobiety. 
A ja się morduję nie mogąc spać. Wszystko mnie boli, więc wysiaduję  godzinami, bo wtedy nie czuję tych dolegliwości  tak bardzo, ale za to w ciągu dnia jestem nieprzytomna, niewyspana i śmiertelnie zmęczona.   

6 komentarzy:

  1. Jak ktoś chce coś znaleźć to znajdzie. Metody i dla mnie czasem bywają niemal magiczne, zwłaszcza te informatyków.

    Co do osób rezygnujących z terapii to istotne są szczegóły, co lekarze mówią itd. Wtedy taka rezygnacja może zupełnie inaczej wyglądać. Przynajmniej ja tak to odbieram. Poza tym każdy człowiek inaczej reaguje w obliczu poważnej choroby.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam , fajnie, że napisałeś. Rzadko sprawdzam komentarze, bo rzadko kto je do mnie pisze, a ja piszę, ale niekoniecznie dla czytelników. Jakiś, anonim, wypomniała mi w komentarzu, że o jednej osobie wyrażałam się niepochlebnie i stąd mam "absencję".Po co mi tacy recenzenci, kiedy są niemądrzy i przytykają nie znając o kogo i o co mi chodzi. Ten facet - kierownik naszego domu, to leser , kompletnie nami się nie zajmuje. Teraz siedzi w domu (kierownik domu starców !) i tylko zdalnie nami kieruje i każe personelowi pisać informacje i przyklejać do szyb! Trzyma nas juz kilka miesięcy w zamknięciu , choć nie mamy żadnego przypadku zarazy, a dziś chciałam wyjechać na moim skuterku do naszego ogródka, a tu napis - w dni wolne od pracy i weekendy - nie wolno korzystać z ogrodu. I ktoś ma czelność bronić taka kanalię . Przewinien, odkąd tu jestem, a niebawem minie 11 lat - ma o wiele więcej, wiec po co ktoś wtrąca się w moje życie - tylko by mi przyganić, bez rozeznania w sprawie.
    Przepraszam za przydługi wstęp, ale zdenerwowałam się po nieudanym wyjeżdzie do naszego pięknego ogrodu.
    Córka siostrzeńca ma jakąś nieznaną mutację raka, której nie umieją leczyć nawet w Niemczech. Na szczęście, już drugie rozpoznanie : nie ma przerzutów - ogromnie mnie ucieszyło. Biedna dziewczyna - bardzo sie męczy, ma bóle nie do uśmierzenia, dlatego za każdym razem trzęsę się ze strachu, że diagnoza nie będzie pomyślna. Co u Ciebie? Kilka razy odczytałam , co piszesz, a wiem, że tez masz kłopoty, nie od dziś. Napisz. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwne to jest, bo nie ma raczej żadnej podstawy prawnej, by zamknąć ten ogród. Zwłaszcza, że nastąpił etap otwarcia lasów i parków, a co za tym idzie też innych terenów zielonych. Nie mówiąc oo tym, że może w ten sposób spowodować inne choroby związane z siedzeniem w czterech ścianach, a nawet jakieś niezbyt miłe sytuacje w środku grupy pensjonariuszy.

    To faktycznie sytuacja trudna. W takich momentach to nie wiadomo do końca czy się cieszyć czy jednak nie. Bo z jednej strony brak przerzutów jest dobrą wieścią, a z drugiej bóle i inne niedogodności związane z chorobą to spore minusy sytuacji.

    Jakoś się wszystko do przodu posuwa. W zeszłym roku trochę posypało się zdrowie Staruszka i jego brata stryjecznego. Chodzi o sprawy nowotworowe, jednak jak na razie panowie mają się nieźle, są w trakcie leczenia. Ja z kolei mam się całkiem dobrze, ostatnia kontrola w Instytucie Onkologii wyszła pozytywnie dla mnie. Od grudnia zeszłego roku pracuję jako administrator w urzędzie. Mówiąc w skrócie jest całkiem przyzwoicie mimo sytuacji w jakiej jesteśmy.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak na razie sprawa z nowotworami jest w miarę opanowana. Staruszek miał już kilka chemii, do tego na badaniach dokładnych wyszły przerzuty na wątrobę. Na razie nie ma specjalnie planów co dalej. Jednak w kolejnych badaniach było widać zmniejszenie się guzów. Z kolei brat stryjeczny Staruszka ma guza na płucach, a nadal pali papierosy. Ma jeszcze PoChP i cukrzycę. U niego sprawa nie wygląda tak dobrze, chociaż radioterapia ograniczyła też trochę wielkość guza. Pewnie za jakiś czas się więcej wyjaśni.

    Teraz leczenie nowotworów jest na lepszym poziomie o tyle, że nie uszkadza się tak bardzo zdrowych komórek w czasie leczenia. Jednak są nadal takie jego odmiany, gdzie właściwie można liczyć tylko na przedłużenie życia pacjenta, bez pewności co do pokonania choroby.

    Wydaje mi się, że w takim charakterze raczej nie może być mowy o pracy zdalnej. Za duża odpowiedzialność na takie coś. Kierownik powinien być na miejscu, jak coś się będzie działo to nie ma osoby do decydowania. I co wtedy? Najpierw ucierpią pensjonariusze, a dopiero potem i ewentualnie on za zaniedbania.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Cię, dopiero 19 zajrzałam do komentarzy, przepraszam. To oczywiste, że nasz kierownik nie nadaje się na to stanowisko, ale ma swoje zaplecze, które go wspiera i nic mu nie zrobisz. Ja jestem jedyna, która stara się z nim walczyć, ale - jak widać teraz - nie mam szans z nim wygrywać, bo jedna osoba - to za mało na zwalczenie wroga. Nie dość, że przyjeżdża do pracy kiedy chce, z nami w ogóle sie nie kontaktuje, a przełożona pielęgniarek, którą awansował ze sprzątaczki na opiekunkę, a w końcu na obecne stanowisko - jest absolwentką uniwersytetu i nigdy nie miała nic wspólnego z medycyną. Robi tak z wygodnictwa. Ogród zamknął, bo jeden z pensjonariuszy kilka razy uciekł przez płot do miasta. A przecież to karygodne, by dla jednego dezertera - zamykać wszystkich pod klucz i nie wypuszczać nawet do własnego ogrodu. Facet ma tyle przewinien, że szkoda wyliczać. Pisałam nawet do wojewody, ale on nawet się nie odezwał, sądzę, że to przez wirusa, ale nie jestem pewna. Straszne, kiedy poruszam sprawy chorób - jestem dobita - skąd się one biorą w takiej ilości i jakości ? Jesteś dzielnym młodzieńcem i na pewno dasz we wszystkim radę. Ja, mimo wieku jeszcze staram sie nie zgnuśnieć. Wzięłam udział w konkursie Muzeum Historycznego pt. ""Moja pamiątka" - rozpisanego dla "starszyzny" w wieku powyżej 60 lat. Opisałam część swego ,bogatego życiorysu - począwszy od wojny - po dzień dzisiejszy, w wielkim skrócie. Dzisiaj tą pracę ktoś wyśle. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Musiałam przenieść bloga , bo Unia zażądała prowadzenia ich wg własnego widzimisię i nie mogłam dodać nowego wpisu, żeby chociaż wytłumaczyć skąd to "ucięcie" dalszego ciągu zwierzeń...

    OdpowiedzUsuń